Istnieją w nas jakieś ciemne skłonności, popychające do niszczenia słabszego.

Słabość jest grzechem, który najtrudniej wybaczyć bliźniemu. Czytamy niżej, że rodzice Małgorzaty wstydzili się swojej niewidomej córki i w końcu znienawidzili ją za to, że urodziła się bez oczu.

Powie ktoś może, że to było średniowiecze, że dzisiaj jest inaczej. Jeśli rzeczywiście dzisiaj jest inaczej, to dlaczego niewidomym sprawia przykrość, jeśli nazywać ich ślepymi? Po prostu słowo „ślepy” obciążone jest takim ładunkiem agresji i nieprzyjaźni, że brzmi prawie obraźliwie. Albo dlaczego rodzice dzieci upośledzonych umysłowo czują się niekiedy napiętnowani i ukrywają się, jak mogą, ze swoim i swoich dzieci nieszczęściem?

Jeśli jest coś natrętnego w tekście o bł. Małgorzacie, to chyba tylko ciągłe nawiązywanie do symboliki światła. Ale anonimowy autor tekstu ma niewątpliwie rację, twierdząc, że światło fizyczne nie jest jedynym ani najważniejszym światłem, jakie człowiek na tej ziemi może zobaczyć.

Wzgardzona przez ludzi, wybrana przez Boga

Narodziny bł. Małgorzaty nie wyróżniały się niczym ani pod względem duchowym, ani doczesnym, mimo że była córką szlachetnych rodziców. Ojciec jej, Paryzjusz, pan zamku Metula w Masywie Trabaryjskim w Alpach, nosił odziedziczony po przodkach tytuł kasztelana, matka jej miała na imię Emilia.

Kiedy urodziła się im ta ślepa, wątła i zniekształcona dziewczynka, ogromnym bólem zdjęci zaczęli ją głodzić i marnować. Lecz aniołowie w niebie dostrzegli blask z niej bijący i piękno oraz że jest miła Bogu, i wzięli ją pod swoją opiekę. I tak tę, którą świat zaczął gardzić, Bóg w swojej dobroci zaczął wspierać.

Urodziła się bez oczu cielesnych i nie mogła widzieć świata, ale została otoczona światłością Bożą, aby już na ziemi oglądać wyłącznie niebo.

 
Rodzice wstydzili się kalekiej córki

Rodzice wstydzili się kalekiej córki

W dzieciństwie cała oddała się służbie Bożej. Ojciec przygotował dla niej celkę obok zamkowego kościoła. Zamknięto tam niewinną i dobrą dziewczynę, aby kaleką córkę pana zamku ukryć przed oczyma przyjeżdżających. W ten sposób została przymuszona do pokuty, mimo że nie dopuściła się ciężkiego grzechu. Ale właśnie dlatego, kiedy błagała Boga za grzeszników, On – przez zasługę jej pokuty — dawał jej to, o co prosiła.

Już jako dziecko znajdowała radość w pokucie, gdyż rozumiała, że wybrał ją Bóg. Bóg zaś, który tę młodziutką duszę opromieniał swoją światłością, był całym jej ukochaniem.

Daremne oczekiwanie na cud

Umarł w tamtych dniach pewien pobożny franciszkanin, który zajaśniał cudami. Rodzice Małgorzaty wzięli córkę do miasta Castello i przyprowadzili ją do grobu zmarłego niedawno brata, w nadziei, że przez zasługi błogosławionego Bóg cudownie obdarzy ją wzrokiem.

Pan jednak, znawca tajników ludzkiego serca, który oświecił tę duszę kontemplacją dóbr niebieskich, nie spełnił tych oczekiwań. Oglądanie rzeczy ziemskich mogłoby ją bowiem pozbawić widzenia tego, co niebieskie.

Wydana na pastwę losu

Ponieważ nie odzyskała wzroku, rodziców ogarnął wstręt do córki i jak niegodziwcy, z obrzydzeniem porzucili ją w mieście. Została sama i pozbawiona wszelkiej ludzkiej pomocy. Tak opuszczona, Stwórcy złożyła dzięki, gdyż przez udrękę, jaka na nią przyszła w młodych latach, i na skutek okrutnego odrzucenia przez rodziców stała się podobna do Chrystusa.

Lecz kiedy już sądziła, że jest przez wszystkich opuszczona, wnet Bóg ją przygarnął, a skoro świat się od niej odwrócił, zajaśniała jej światłość wiekuista i duszę jej tym łatwiej pociągnęło rozważanie spraw wiekuistych.

 
Sama niewidoma, innym przywraca wzrok

Sama niewidoma, innym przywraca wzrok

Pewna siostra, niejaka Wenturela, publicznie opowiadała o następującym cudzie. Wydawało jej się, że na skutek jakiejś choroby traci oko. Poszła do lekarza, mianowicie do syna mistrza Imberta, ten zaś za leczenie oka zażądał jednego florena, wątpił jednak, czy da się je jeszcze uratować. Ubogą Wenturelę nie stać było na florena i z płaczem opowiedziała wszystko Małgorzacie. Małgorzatę zdjął żal, położyła swój prawy kciuk na oku Wentureli i w jednej chwili zapalenie ustąpiło, a oko zostało całkiem uzdrowione.

Nauczycielka widzących

Nosiła habit dominikański i codziennie spieszyła do kościoła tych braci. Ponieważ nie brakowało spowiedników, spowiadała się nawet codziennie, w nadziei, że mocą tego sakramentu Bóg obdarza ją nową łaską.

O, jakże błogosławiona jesteś, która nigdy nie widziałaś tego świata, a tak szybko uczyłaś się tego, co duchowe! O, szczęsna uczennico, która zasłużyłaś na takiego Nauczyciela! On ciebie, niewidomą od urodzenia, bez książek pouczył o słowie Bożym, tak że stałaś się nauczycielką widzących!