Św. Tomasza z Akwinu nie trzeba przedstawiać.

Wszystkie cytowane tu fragmenty pochodzą z żywota napisanego przez Piotra Calo, prawdopodobnie niedługo przed kanonizacją Świętego, która miała miejsce w roku 1325. Istnieją trzy, bardzo zbliżone do siebie żywoty św. Tomasza, pochodzące mniej więcej z tego samego czasu. Dwa pozostałe należą do Wilhelma z Tocco oraz Bernarda Gwidona.

Niewątpliwie, poniższe legendy są bardzo głęboko zakorzenione w rzeczywistych wydarzeniach z życia św. Tomasza. Zwróćmy zwłaszcza uwagę na zarysowany w nich obraz chrześcijańskiego nauczyciela. Swojej mądrości nie czerpie on z siebie, ale ma ją od Boga. Dlatego winien być mężem modlitwy, fundamentem zaś jego mądrości jest czyste życie (dlatego tak podkreślano dziewictwo św. Tomasza), ubóstwo, pokora i miłość bliźniego.

Burzliwe okoliczności jego wstąpienia do zakonu

Kiedy miał lat trzynaście, wbrew woli ojca, który był przeciwny jego szczęsnym postanowieniom, wstąpił do zakonu Głosicieli słowa Bożego. Ludzi zdumiało to, że chłopiec z tak znakomitego rodu porzucił chwałę świata i wstąpił do zakonu Głosicieli słowa Bożego. Doniesiono o tym matce. Ta, pełna smutku a zarazem radości, przybywa z odpowiednim orszakiem do Neapolu, szukając pociechy w odwiedzeniu syna. Bolała bowiem nad tym, że utraciła doczesną pociechę z dziecka, pocieszało ją jednak przypuszczenie, że w ten sposób wypełnia się dotycząca go przepowiednia.

Bracia, nie znając jej pobożnego uczucia, a zarazem w obawie, aby macierzyńskie sztuczki nie pozbawiły ich tego talentu, który otrzymali od Boga, ukryli świętego chłopca niby jaki drogocenny skarb. Aby zaś nie wyrwano go im podstępnie albo siłą, wysłali go do Rzymu. Matka, dowiedziawszy się o tym, tym bardziej pragnęła go widzieć. Przybyła do Rzymu, do klasztoru św. Sabiny, prosząc braci, aby pokazali jej ukochanego syna, i zapewniając, że nie będzie go namawiała do opuszczenia klasztoru, ale raczej będzie go utwierdzać w dobrym postanowieniu. Bracia jednakże, zazdrośni o skarb, nie uwierzyli matce i postanowili wysłać go do Paryża.

Nie ukryło się to przed matką. Zmartwiona i oburzona, zawiadomiła swoich synów, którzy służyli w wojsku cesarza Fryderyka: „Brat wasz Tomasz został porwany przez Braci Kaznodziejów, którzy go uprowadzają do Paryża. To straszne! Już go więcej nie zobaczę! Tego, który jest radością mego serca, bracia nie chcieli mi pokazać nawet na chwilę! Ratujcie, synowie! Siłą odbierzcie mojego syna i oddajcie biednej matce!”

Wiadomość ta przeszyła ich bólem. Otrzymawszy pozwolenie od cesarza, ruszyli w pościg i obstawili drogi. Wreszcie, po starannym poszukiwaniu, znaleźli chłopca, jak znużony drogą odpoczywał w towarzystwie czterech braci, przy studni. Pochwyciwszy go, usiłowali zdjąć z niego habit. On jednak, głośno zalewając się łzami, zdołał zachować tę szatę niewinności.

 
Pobyt w rodzinnym więzieniu

Pobyt w rodzinnym więzieniu

Matka, bojąc się utracić tego, którego z takim trudem i niepokojem szukała, kazała umieścić go w swoim zamku Rocca Sicca i tam strzec go starannie. Bracia zaś jego, widząc przedziwną stałość chłopca, postanowili zmienić jego zamiar podstępem. Wysłali siostry, aby z nim przebywały i zwodniczą dobrocią zmieniły serce młodzieńca. Wszakże to on zmienił swoje siostry i zaczął je uczyć świętej wiedzy.

Przeczytał też w swoim zamknięciu całą Biblię. Miał bowiem brewiarz do odprawiania Bożej służby, Biblię oraz „Sentencje”. Wczytywał się w tekst „Sentencji”, zaś z błędów Arystotelesa wyciągał prawdę i dzielił się tym wszystkim ze swoimi siostrami. Starszą siostrę nawrócił do tego stopnia, że wkrótce porzuciła świat i wstąpiła do klasztoru sióstr u Świętej Marii w Kapui. W niedługim czasie stanęła na czele zakonu i została opatką.

Bracia jednak nie przestawali go niepokoić prośbą i groźbą. Ponieważ trwał niezachwianie w postanowieniu, ściągnęli z niego habit i podziurawili go, sądząc, że wstydem zwyciężą świętego młodzieńca. Ten zaś, mocny w Panu, ubrał się w dziurawy habit, tak jakby ten habit przyodziewał go w Chrystusa. Opasał się podartymi resztkami habitu, cały zaś habit nosił w duszy.

Koledzy nazywali go milczącym wołem

Trzymano go w zamknięciu przez prawie dwa lata. W końcu matka uznała, że trzeba pozwolić mu swobodnie odejść. Choć bracia jego przestali go prześladować, w zakonie postanowiono, żeby nie przebywał tam, gdzie mogło mu zagrażać niebezpieczeństwo. Wysłano go do Rzymu do kapituły generalnej, żeby ta przekazała go gdzieś na studia. Mistrz Jan Niemiec wziął go ze sobą do Paryża, stamtąd zaś wysłał do Kolonii, gdzie wykładał głośny brat Albert.

Jego wykłady bardzo cieszyły brata Tomasza, zawsze bowiem pragnął znaleźć człowieka, który by mu otworzył głębiny wiedzy. Nastawiony na zdobywanie wiedzy, przykładał się pilnie do nauki i modlitwy i stał się dziwnie małomówny. Przez długi czas był podobny do niemowy, żaden z kolegów nie spostrzegł jego mądrości, toteż zwykli go nazywać niemym wołem.

Podobno mistrz Albert powiedział o nim w duchu proroczym: „Nazywamy go niemym wołem, ale on jeszcze przez swoją naukę tak zaryczy, że usłyszy go cały świat”.

Jego pobożność

Modlitwa jego była nadzwyczaj pobożna. Przystępował do Boga z taką wolnością, jakby ciężar ciała w niczym mu nie przeszkadzał. Przymuszał ciało, aby było poddane rozumowi i nigdy nie powodowało poruszeń rozumowi przeciwnych. Miał szczególną cześć dla świętego sakramentu ołtarza, który tym pobożniej (dzięki łasce Bożej) sprawował, im głębiej Bóg pozwolił mu o Nim pisać.

Codziennie odprawiał mszę, chyba że przeszkodziła mu choroba, drugiej zaś wysłuchiwał, przy czym często do niej służył. Często zaś podczas mszy porywała go tak wielka pobożność, że cały zalewał się łzami – do tego stopnia był zanurzony w pobożności i otwierał się na Boże dary.

 
Kazania mistrza Tomasza

Kazania mistrza Tomasza

Kazania tak mówił, żeby lud mógł z nich skorzystać. Unikał mówienia tylko dla zaspokojenia ciekawości, nie stosował podziałów ani uczonych wywodów. To, czego uczył słowem, wypełniał czynem. Lud słuchał go z szacunkiem, tak jakby jego słowa pochodziły od Boga. Mistrz Tomasz dziwił się też niezmiernie, że ktoś, a zwłaszcza zakonnicy, może rozmawiać o czym innym niż o Bogu lub rzeczach służących zbudowaniu dusz.

„Dobrze napisałeś o Mnie, Tomaszu!”

Brat Jakub z Caserty, zakrystian, mąż pobożny, pracowity i cnotliwy, który podczas nocnych czuwań miał również inne cudowne widzenia, widział wielokrotnie błogosławionego Tomasza, jak w nocy wychodził ze swojej pracowni do kościoła, a kiedy dzwoniono na jutrznię, szybko wracał, tak żeby go nikt nie zauważył.

Pewnego razu, z ciekawości, przyszedł ukradkiem do kaplicy św. Mikołaja, gdzie brat Tomasz był pogrążony w modlitwie, i zobaczył go, jak unosił się w powietrzu na dwa łokcie. Zdumiony usłyszał od strony krucyfiksu, przed którym błogosławiony doktor się modlił: „Dobrze napisałeś o Mnie, Tomaszu! Jakiej nagrody oczekujesz ode Mnie za swój trud?” Ten odpowiedział: „Panie, tylko Ciebie!”

A właśnie wówczas pisał trzecią część Summy — o męce i zmartwychwstaniu Chrystusa. Potem już niewiele napisał, ze względu na wspaniałości, jakie mu Bóg cudownie objawił. Był to bowiem znak, że kończy się jego dzieło pisarskie, a Pan pragnie mu się już odwdzięczyć swoją nagrodą.

 
Dlaczego przerwał pracę pisarską

Dlaczego przerwał pracę pisarską

Będąc wraz z sekretarzem i innymi braćmi w zamku św. Seweryna, u swej siostry, wpadł na dłuższy czas w ekstazę i oderwanie od zmysłów. Zaniepokojona tym siostra pyta sekretarza, co by to było. Ten odpowiedział: „Często duch go porywa, kiedy ogląda jakieś sprawy Boskie, ale nigdy nie widziałem go w ekstazie tak długo jak teraz”. Po chwili pociągnął go mocno za płaszcz, co wyglądało tak, jakby go zbudził ze snu.

Wracając do siebie, brat Tomasz powiedział: „Synu, powiem ci w tajemnicy, ale nie waż się mówić o tym nikomu, dopóki będę żył. Zbliża się kres mojego pisania. Bo takie rzeczy widziałem, że wszystko, co napisałem i czego uczyłem, wydaje mi się marne. Toteż ufam Bogu, że kończy się nie tylko moje nauczanie, ale niedługo nastąpi też koniec mojego życia”.