Czternastowieczne Niemcy — podobnie jak później, w XVI wieku, Hiszpania – były ojczyzną mistyków.

Najgłośniejszą ich trójcę tworzą dominikanie: mistrz Eckhart oraz dwaj jego uczniowie: bł. Henryk Suzo oraz Jan Tauler. Wszyscy trzej są równie znani, niemniej bł. Henryk — według dzisiejszych kategorii Szwajcar raczej niż Niemiec — jest zapewne najczęściej czytany. Jego dziełko pt. „Zegar mądrości” cieszyło się nawet w swoim czasie poczytnością tak wielką, że ustępowało może tylko „Naśladowaniu Chrystusa”.

Istnieje skromny sposób bycia dominikaninem: pokorne życie modlitwy i kontemplacji prawd Bożych, połączone z udzielaniem się zwłaszcza osobom szukającym głębszego zżycia z Bogiem. I właśnie takie powołanie realizował bł. Henryk Suzo, jakkolwiek zdarzało mu się również być zarówno wykładowcą, jak wędrownym kaznodzieją.

 
Znak miłości

Znak miłości

Pewnego dnia, cały płonąc miłością Chrystusa, znalazł zaciszne miejsce, oddał się słodkiej kontemplacji i tak mówił do Pana: „Chciałbym znaleźć, najłaskawszy Boże, jakiś znak miłości, aby był nieprzemijającym dowodem miłości między Tobą a mną i aby świadczył, że ja dla Ciebie, a Ty dla mnie jesteś najukochańszy. Chciałbym, aby tego znaku żadne wspomnienie nie zdołało wymazać”.

Powodowany tym nadzwyczajnym żarem odsunął szkaplerz i odsłonił pierś; chwycił rylec i patrząc na swoje serce, powiada: „Wszechmogący Boże, daj mi siły i moc, aby się spełniło to moje pragnienie: chciałbym Cię umieścić w samym środku mego serca”. Co powiedziawszy, zanurzył rylec w swoim ciele i wyżłobił nad swoim sercem imię JEZUS. Krew spływała po ciele, ale on tak był przepełniony miłością, że niewiele go to bolało.

Ukończywszy napis, poszedł skrwawiony do kościoła i padł na kolana przed wizerunkiem Ukrzyżowanego. „Panie — powiada — jedyna miłości mojego serca i duszy, spójrz na wielkie moje pragnienie. Wiesz, że nie mogę wypisać Cię w moim wnętrzu. Błagam Cię więc ze wszystkich sił, dokonaj reszty, Panie, zapisz się jak najgłębiej w moim sercu, zanurz się tam i przypieczętuj, abym nie mógł Cię nigdy wymazać ani wyrzucić”.

Jego szacunek dla kobiet

Szedł kiedyś polem, po wąskiej ścieżce, i zobaczył ubogą kobietę, która szła z naprzeciwka. Kiedy zbliżyli się do siebie, on zszedł z suchej ścieżki w błoto, żeby ustąpić jej drogi. Zacna kobieta zwróciła się do niego i powiada: „Dlaczegóż to, czcigodny panie, w swojej pokorze ustępujesz miejsca mnie, ubogiej? Przecież jesteś kapłanem. To raczej ja powinnam ci ustąpić”.

Odpowiedział: „Wszystkim kobietom przywykłem okazywać zawsze cześć i szacunek, a to ze względu na Najświętszą Matkę Boga, Królową nieba”. Wówczas ona podniosła ku niebu oczy i ręce: „Niech najwspanialsza Bogurodzica nie pozwoli ci zejść z tego świata bez swej szczególnej łaski, skoro Ją tak bardzo czcisz”. On na to: „Niech mi tego użyczy najjaśniejsza Władczyni nieba”.

 
Jego szacunek dla kobiet

Pokusy przeciw wierze

Miał bezbożne myśli przeciw wierze. Duszę jego ogarniały natrętne wątpliwości: „Jakże Bóg mógł stać się człowiekiem?” — i inne tego rodzaju. Im bardziej chciał je zwalczyć argumentami, tym bardziej go ogarniały.

Przez dziewięć lat męczył się z tymi pokusami, płacząc przed Bogiem zarówno oczyma, jak sercem, i błagając Go oraz prosząc o pomoc wszystkich świętych. Wreszcie Pan, kiedy to uznał za właściwe, zupełnie go od nich uwolnił i udzielił mu potężnej stałości w wierze, która jest Jego darem.

Niełatwe życie tych,
których Bóg ukochał szczególnie

Stało się to już Bożym zwyczajem w stosunku do niego, że kiedy jedno utrapienie się kończyło, przychodziło następne. Bóg bez przerwy ćwiczył go w ten sposób. Jeden raz tylko dał mu wytchnienie, ale jedynie na krótko. Przyszedł wtedy do jakiegoś klasztoru mniszek i duchowe córki pytały go, co się z nim dzieje. Odpowiedział, że obawia się czegoś niedobrego: Bóg chyba o nim zapomniał, bo wbrew temu, co go spotykało dotychczas, już przez cały miesiąc nie doznał uszczerbku ani na zdrowiu, ani na sławie.

Życie usłane różami

Opowiadała Słudze Mądrości święta dziewica Anna, że widziała swym duchem przepiękny krzew różany, kwitnący wspaniałymi czerwonymi różami. W krzewie ukazało się Dzieciątko Jezus z berłem, sporządzonym z czerwonych róż. Zaś pod krzewem siedział Sługa. Mały Jezus raz po raz zrywał róże i rzucał nimi w Sługę, który cały tonął w różach.

Dziewica zapytała, co znaczą te róże. Chłopczyk odpowiedział: „Wiele jest tych róż, oznaczają one wielorakie krzyże, jakie Bóg dopuszcza na Sługę. On je ze słodyczą i poddaniem przyjmuje z rąk Bożych i znosi cierpliwie”.