Małgorzata była jedną z pierwszych świętych dominikanek. Pochodziła z królewskiego rodu Arpadów.

Historia Polski nie notuje chyba wypadku, który byłby analogiczny do dziejów św. Małgorzaty, królewny węgierskiej. Mianowicie rodzice (król Bela IV i jego żona, córka cesarza bizantyjskiego, Maria Laskaris) jeszcze przed jej urodzeniem postanowili złożyć ją w ofierze Bogu, dla uproszenia obrony przed najazdami Tatarów. Był to rok 1241, w naszej historii ojczystej pamiętny przede wszystkim jako rok bitwy pod Legnicą i śmierci Henryka Pobożnego. Małgorzata urodziła się w roku następnym.

Dziś taka decyzja, przeznaczająca dziecko do klasztoru, zanim ono cokolwiek jest w stanie zrozumieć, może nam się wydawać bardziej jeszcze barbarzyńska niż arbitralne wyznaczenie dziecku współmałżonka, zwyczaj częsty w średniowiecznych rodzinach panujących. Nie brońmy, ale też nie potępiajmy tej decyzji: przyjmijmy tylko do wiadomości, że taką decyzję odnośnie do losu Małgorzaty podjęto i że w tamtych czasach ludzie nie widzieli w tym nic niewłaściwego.

Natomiast spróbujmy zauważyć, że w ramach wyznaczonych jej przez zewnętrzną decyzję Małgorzata potrafiła przeżyć życie pięknie i sensownie. Czyż nie ma w jej losie podobieństwa do losu każdego z nas? Wszak żaden człowiek nie decyduje o wszystkich istotnych okolicznościach swojego życia; nasze życie współtworzą również okoliczności, na które nie mamy żadnego — lub prawie żadnego – wpływu. Naprawdę powinniśmy uwierzyć, że każde życie — również to moje, wyznaczone takimi, a nie innymi okolicznościami — można przeżyć pięknie.

Dodajmy jeszcze, że nasza święta dominikanka pochodziła z rodziny wielorako związanej z Polską. Była to zarazem rodzina szczególnie nawiedzona przez Boga łaską świętości. Starsza siostra św. Małgorzaty – św. Kinga — była żoną księcia krakowskiego, Bolesława Wstydliwego. Siostra młodsza — to bł. Jolanta. Wreszcie bł. Salomea, córka Leszka Białego, była ciotką trzech świętych sióstr.

Złożona w ofierze za naród

Błogosławiona Małgorzata, szlachetna rodem, ale jeszcze szlachetniejsza obyczajami, była córką znakomitego króla Węgier, Beli IV, i królowej Marii. Ponieważ król i królowa obawiali się zagrażającego właśnie królestwu najazdu Tatarów, ślubowali Bogu, że jeśli uwolni królestwo od nieprzyjaciół i obdarzy ich córką, ofiarują ją Jemu, aby aż do śmierci służyła siostrom św. Dominika. Tatarzy ustąpili, królowa zaś poczęła i porodziła córkę, którą nazwała Małgorzatą.

Kiedy dziecko miało trzy lata i sześć miesięcy, oddali ją rodzice do klasztoru w Veszprem. Również jej wychowawczyni, pani Olimpia komessa, wstąpiła z miłości do niej do klasztoru i przyjęła habit sióstr, aby służyć Bogu i czuwać nad królewską córką.

Małgorzata zaś od pierwszej chwili oddała się pobożności. W ciągu pół roku umiała już na pamięć godzinki Błogosławionej Dziewicy, które razem z innymi odmawiała. W dzieciństwie unikała zabaw swoich rówieśników, a kiedy inne dzieci się bawiły, ona oddawała się modlitwie. Ciągnęła też inne dzieci do modlitwy, mówiąc: „Chodźmy do kościoła, pozdrowimy Boga i Błogosławioną Dziewicę: On niech będzie naszą zabawą”. Jeśli opiekunka — w trosce o jej zdrowie – chciała ją oderwać od modlitwy, ona tak długo płakała, aż ta, zwyciężona łzami, pozwalała jej swobodnie się modlić.

 
Chciała być naprawdę tylko jedną z sióstr

Chciała być naprawdę tylko jedną z sióstr

Nosiła zgrzebną suknię, bardziej szorstką i tanią niż szaty innych sióstr. Suknia jej zawsze była połatana, gdyż nie chciała chodzić w nowej. Brała podarte koszule i szyła z nich bieliznę dla siebie. Kiedy rodzice przysyłali jej jakąś kosztowną tkaninę, oddawała ją, za pozwoleniem przeoryszy, ubogim siostrom lub służącym, sama zaś brała ich suknie. Szaty jej, ponieważ zawsze były stare, zwykle miały łaty na łokciach i na kolanach.

Zajęcia córki królewskiej w klasztorze

We wszystkich potrzebach była pokorną służebnicą sióstr. Zamiatała kościół, korytarze, dormitorium, refektarz oraz inne pomieszczenia. Zmywała w kuchni talerze i garnki, patroszyła ryby, toteż w zimie skóra na jej rękach była często popękana i krwawiła.

Usługiwała nie tylko zdrowym, ale jeszcze chętniej i z większym oddaniem — chorym. Pierwsza dostrzegła cudzą chorobę i zaraz ofiarowywała się z posługą: przygotowywała chorym jedzenie w kuchni, rozpalała w piecu, słała łóżko, zamiatała w infirmerii, wynosiła nieczystości, przygotowywała kąpiel, wyciągała wodę ze studni i przynosiła ją na własnych ramionach, podobnie zresztą jak i drewno. Słabych przynosiła do kościoła, prowadziła do ustępu, kładła do łóżka, obracała na drugi bok.

Król Czech próbował konkurować
z Królem Niebieskim

Zazdroszcząc dziewicy jej świętości, zły duch podszepnął królowi czeskiemu, aby razem z królem i królową Węgier odwiedził klasztor, w którym przebywała oddana przez nich na służbę Bożą ich córka. Czech zapragnął bardzo zobaczyć dziewicę, o której świętości opowiadano tyle nadzwyczajnych rzeczy.

Otóż skoro tylko ją zobaczył, zakochał się od pierwszego wejrzenia, dziewica bowiem była szczególnie piękna. Zapragnął więc związać się z nią małżeństwem i oświadczył, że nie chce od rodziców żadnego posagu, sam zaś obdarzy dziewicę swoim królestwem i jego dobrami, byleby tylko rodzice pomogli mu otrzymać to, o co prosi. Ojciec odpowiedział wówczas, że nie będzie to łatwe, gdyż od najmłodszych lat dziewica została oddana na służbę Bożą i sama tak się utwierdziła w tym świętym postanowieniu, że on sądzi, iż córka woli umrzeć niż ulec namowom albo radom rodziców.

Niemniej, wielokrotnie rozmawiając na ten temat, król Bela wziął pod uwagę, ile dobra mogłoby wyniknąć z tego małżeństwa, i poszedł do córki. Poszedł razem z matką, rzecz jej przedstawił i wyjaśnił, dlaczego powinna się zgodzić z wolą ojcowską. Dodał, że zamierza wysłać poselstwo do papieża, który ma władzę zezwolić na takie małżeństwo, tak żeby w niczym nie obrażając Boga, mogła przejść do rozkoszy tego świata i rodzić Bogu przybranych synów.

 
Król Czech próbował konkurować z Królem Niebieskim

Na to ona: „Ojcze, błagam cię, przestań mnie namawiać do cielesnego małżeństwa. Przecież ty sam, kiedy jeszcze byłam małym dzieckiem, poślubiłeś mnie Jezusowi Chrystusowi. A teraz zapominasz o obietnicy złożonej Bogu i tak zmieniasz swą decyzję, że oto namawiasz mnie, abym porzuciła Boskiego Ukochanego, wyrzekła się czystości duszy i ciała i poślubiła grzesznego człowieka? Nigdy nie złamię ślubu, jaki złożyłam; nigdy nie splamię czystości ciała i duszy, jaką ofiarowałam Królowi królów.

Pamiętam, że kiedy miałam siedem lat, próbowałeś mnie zaręczyć z władcą Polaków. Sądzę, że pamiętasz, co ci wtedy odpowiedziałam. Powiedziałam ci wtedy, że dopóki żyję, pragnę służyć Temu, któremu mnie przyrzekłeś na małżonkę na samym początku mojego życia. Wtedy nie zgodziłam się z twą wolą, a miałabym się zgodzić teraz, kiedy jestem starsza, a więc roztropniejsza, i kiedy więcej rozumiem, czym jest Boża łaska?

Zaprzestań więc, ojcze, nie przeszkadzaj mi w wypełnianiu ślubu. Królestwo Niebieskie i słodkie rozkosze Chrystusa wyżej cenię niż królestwo i miasta, i wszystko, co mi obiecuje Czech. Wolę raczej umrzeć niż być posłuszną twoim śmiercionośnym naleganiom”.

Na te słowa król odpowiedział, że jest jej ojcem, a przykazanie Boże nakazuje, aby córka słuchała rodziców. Ona im odpowiedziała: „Ilekroć nakazujecie mi to, co się Bogu podoba, będę wam posłuszna jako swoim rodzicom i panom. Ale jeśli mi nakażecie coś, co się sprzeciwia nakazowi Boga, nie uznam w was ani rodziców, ani panów, ani że teraz nimi jesteście, ani żeście nimi byli”.

Widząc więc stałość córki, zaniechali tego podstępu. Dziewica zaś Chrystusa całą resztę swego życia spędziła w świętości.

Nie zapomniała o swym królewskim pochodzeniu

Swojego ojca, braci oraz krewnych, ilekroć przychodzili ją odwiedzić, zwykła najusilniej napominać, aby królestwem rządzili zgodnie z prawem, a nie po tyrańsku, i aby nie tolerowali rozbojów żadnych łupu żołnierzy. Prosiła ich ponadto, aby jeśli coś znaczą dla nich jej prośby, starali się nade wszystko o sprawiedliwość, bo ta cnota najbardziej Bogu się podoba. Równie żarliwie błagała ich, aby nie zapomnieli o ubogich, sierotach, wdowach i wszystkich potrzebujących. Ze względu na jej święte życie, rodzice spełnili bez oporu prawie wszystkie jej prośby.

Umarła owieczka Boża

W ostatniej godzinie swego życia zaczęła psalm 70: „Tobie, Panie, zaufałam, nie zawstydzę się na wieki”. Potem powiedziała: „W ręce Twoje powierzam ducha mego” — i oddała niebu swą szczęśliwą duszę. Umarła w Roku Pańskim 1270, mając lat 28, w zakonie zaś prowadziła swoje święte życie przez lat około 24.

W nocy, w której odeszła, brat Piotr, lektor, usłyszał we śnie słowa: „Umarła owieczka Boża”. Rano opowiedział o tym braciom i wszyscy zrozumieli, że chodzi o Małgorzatę. Zaraz poszedł do jej klasztoru i przekonał się, że odeszła tej nocy.